Henia


6 grudnia 2008

Była sobota. W soboty moja córka jeździła konno i cały boży ranek spędzała w stajni. Stadnina mieściła się blisko mojej mamy, więc potem odwiedzałyśmy babcię. To taka mała wieś za Szczecinem. W tym dniu córka zauważyła małego kundelka i jak to bywa w takich sytuacjach, zaraz zostałam zbombardowana tekstami w stylu: - mamo, jaki on śliczny, - mamo zobacz jaki smutny. Tym mamo, mamo końca nie było. Rzeczywiście piesek był fajny, ale jak to na wioskach, po prostu sobie łaził. Dziwne było, że porusza się w obrębie dziesięciu metrów. Jakby bał się opuścić to cenne miejsce przy drodze. Wróciłyśmy do domu oczywiście bez psa, ale obiecałam, że podjadę z rana. Byłam przekonana, że to okoliczny włóczęga. Przecież psa komuś nie zwinę prawda?! Gdy wróciłam do domu, jakoś ciągle po głowie chodził mi ten pies. Za oknem zrobiło się już ciemno i mroźno. Wieczorem coś mnie tknęło. Pomyślałam...dobra. Pojadę dzisiaj i sprawdzę. Będę miała spokojne sumienie. Jak pomyślałam, tak pojechałam. Było strasznie ciemno, jak to nocą w lesie. Minęłam już dom babci i cieszyłam się w duchu, że miałam rację. Naprawdę niebywałe, że parę metrów dalej stanęłam, by wycofać i zawrócić a światła samochodu oświetliły krzaki naprzeciwko. Leżała tam mała, czarna psina. I jak to kończą się takie historie, została u nas. To Ona. Ma na imię Henia.






 

 





12 kwietnia 2021r. Henia odeszła.
Byłaś moim najwierniejszym przyjacielem. Dziękuję...